Wielka Sobota. Dzień liturgicznej ciszy. Dla wierzących – w pewnym sensie czas zagubienia, odtwarzający przeżycia Wspólnoty Apostołów. Pan Jezus – Mistrz i Nauczyciel został ukrzyżowany, a jego ciało złożono w grobie. Co dalej? Choć doskonale wiemy, że za kilkanaście godzin nadejdzie czas Zmartwychwstania niepokój Apostołów jakoś się nam udziela. (zobacz TUTAJ)
Zagłuszamy go, jak umiemy. Przedświąteczną krzątaniną, ostatnimi zakupami i wędrówką do kościoła ze „święconką” w koszyczku. Ten ostatni punkt jest w Polsce obowiązkowy. Jego przestrzeganie jest chyba nawet silniejsze od tradycji opłatka na wigilię. Ten ostatni można ostatecznie nabyć w markecie. Ale market koszyczka nie poświęci. A Wielkanoc bez święconki to całkiem zwykła niedziela. Więc nawet słabo wierzący o święconkę dbają. Widać to zresztą na licznych zdjęciach wrzucanych na portale społecznościowe, „wnukami z koszyczkami” chwalą się różne osoby, o których nikt by nie pomyślał, że im na tym zwyczaju zależy.
Zanika inny zwyczaj – wielkosobotnie odwiedzanie „grobów Pana Jezusa”. W przeciwieństwie do bożonarodzeniowego żłóbka istnieją one krótko, bo tylko podczas Triduum. Kiedyś, w dużych miastach Polski, bogatych w liczne kościoły, w Wielką Sobotę, tak od południa, odwiedzano udekorowane groby, porównując, komentując i choć przez krótką chwilę modląc się w różnych świątyniach. Jeszcze wcześniej, szczególnie w okresie zaborów, zwyczajem była też kwesta na cele charytatywne, podejmowana głównie przez panie z „towarzystwa”. Dziś tego zwyczaju już nie ma.