kardynal-gulbinowicz

Dziś o godzinie 10.40, w wieku 97 lat, zmarł w szpitalu kardynał Henryk Gulbinowicz. Niespełna dziesięć dni wcześniej został „ukarany” przez Stolicę Apostolską za mniemane przewinienia związane z tworzeniem „parasola” nad księżmi winnymi występków seksualnych. Oskarżono Go też o inklinacje homoseksualne oraz współpracę z SB.

Autorami tych ostatnich oskarżeń byli: mało znany „poeta”, rzekomo „pociągnięty za penisa” przez 67-letniego wówczas biskupa wrocławskiego (30 lat temu w przejściu jednego z budynków kościelnych) oraz nieopierzony, 35-letni „naukowiec z IPN”, który „wydedukował” wniosek o współpracy z SB z dostępnych mu notatek służbowych funkcjonariuszy, a następnie sformułował zarzut o mniemanym homoseksualizmie duchownego, gdyż – jego zdaniem – jakiś powód rozmów z bezpieką musiał istnieć.

Kardynała – postać niezwykle zasłużoną dla Polski i Kościoła opluto i osądzono „zaocznie” nie stwarzając mu żadnej możliwości publicznej obrony. W procesie opluwania gorliwie uczestniczyli obecni kurialiści (księża), formułując i upowszechniając pogląd, że skoro Stolica Apostolska wydała werdykt to śp. kardynał „na pewno” był winien, acz ostatecznie nie wiadomo czego.
Co ciekawsze wody w usta nabrali również czynni obecnie polscy biskupi, najwyraźniej szczęśliwi, że „padło” na 97-letniego starca, a rzecz dotyczy wypadków, które miałyby wystąpić 30, 50 i więcej lat temu. Co przesuwa zainteresowanie opinii, a nawet oceny Stolicy Apostolskiej na sprawy historyczne, oddalając perspektywę badania przestrzeni, za które czynni obecnie hierarchowie są bezspornie odpowiedzialni.

W rozumieniu starszego pokolenia Polaków, świadków i uczestników polskich przełomów XX wieku, oskarżenia kierowane pod adresem Zmarłego są niewiarygodne, co więcej podważają ocenę Kardynała dokonaną przez najważniejsze postaci polskiego życia w tamtej epoce. W tym przez Prymasa Tysiąclecia i św. Jana Pawła II.
Zniesławiony i pozostawiony samemu sobie – przykro rzec, że również przez współbraci biskupów – zmarły
Kardynał jest już przed obliczem sprawiedliwego Stwórcy, dla Którego ziemskie werdykty nie mają znaczenia. Nawet papieskie. Przywilej nieomylności takich spraw nie dotyczy, a Papież Franciszek z leżącej na antypodach Argentyny, o skomplikowanej naturze polskich relacji państwowo-kościelnych, szczególnie w XX w., ma niewielkie wyobrażenie. Donieśli, że „tak było” to i werdyktowi się nie sprzeciwił.

A to, że wyrazista pasywność obecnych czynnych polskich hierarchów w dokładnym zbadaniu spraw, jak również brak choćby próby obrony kardynała Gulbinowicza przed zarzutami, jest podcinaniem gałęzi, na której siedzą – to już odrębny temat. No bo jak to? Wiedzieli, a nie powiedzieli?

Na koniec jeszcze jedno pytanie: czy arcybiskupi: Gądecki z Jędraszewskim sądzą, że taka np. sprawa abp. Paetza rozpłynęła się w niebycie, po śmierci wymienionego i pod wpływem nowszych wydarzeń? Ależ nie. Kwestia czasu.