Kiedy piszemy te słowa dwudniowa policka impreza zaczyna dobiegać końca. Niebawem „Polickie XII Targi Gospodarcze” przejdą do historii. Jakie były w tym roku? W naszym odbiorze – interesujące, do czego, poza bardzo dobrą organizacją i dość ciekawym doborem wystawców, walnie przyczyniła się piękna, wiosenna pogoda. Kilka uwag w drugiej części notatki.
O organizacji
Schemat imprezy jest doskonale znany. Pierwszy dzień – sobota – ma zawsze wymiar bardziej oficjalny, patronują mu Polacy i Niemcy, jako że „Targi” są m.in. prezentacją trwającej od XX lat różnopłaszczyznowej współpracy miast: Polic i Pasewalku oraz Powiatu Polickiego i Vorpommern – Greifswald. W dodatku tegoroczna impreza odbywała się w jubileuszowym roku 15-lecia polskiej obecności w Unii Europejskiej i w roku wyborów do jej parlamentu.
Doświadczenie procentuje. „Targi” pod każdym względem były świetnie zorganizowane, ogromna w tym zasługa (o wysiłku nie wspominając) dwóch gminnych wydziałów: Rozwoju i Funduszy Pomocowych oraz Promocji i Współpracy Zagranicznej. Zasługę mają też różne zatrudnione przez nie służby, a z instytucji gminnych OSiR i Miejski Ośrodek Kultury.
Instytucją (tak trzeba powiedzieć) samą w sobie był Burmistrz Polic. Z niezwykłą, można napisać: z niespożytą energią, od rana do wieczora pełnił funkcje gospodarza, honorowego patrona licznych konkursów i osoby uświetniającej znaczniejsze punkty programu. Podziwiając kondycję wypada podziękować.
Spotkaliśmy też wiele znanych w Policach osób. Wśród nich m.in. „współczesną polską Lucy Maud Montgomery” – popularną na całym polskim (i niemieckim) Pomorzu pisarkę Dorotę Schrammek.
Artyści
Mali i duzi, znani i dopiero wypływający na sceny. Poza „gwiazdami wieczorów” (Mario Bischin – sobota, Orkiestra Brass Band z Goleniowa w niedzielę) talenty prezentowały różne grupy taneczne oraz kilkoro wokalistów, ale największą furorę wzbudziły występy najmłodszych, czyli dzieci z przedszkola. Entuzjazmowali się nimi przede wszystkim rodzice, od strony publiczności widać było las rąk trzymających smartfony, którymi filmowano występy pociech. Już sama radość rodziców z publicznych występów dzieci warta była wprowadzenia tych punktów do programu.
Wystawcy
Nikt o reklamę nas nie prosił, zatem opisujemy jedynie własne spostrzeżenia. W tym roku spodobała się nam nieobecność „ciężkich” propozycji. Do polickich „Targów” nie pasują ani systemy grzewcze, ani materiały budowlane, najlepiej się sprawdzają wybrane stoiska spożywcze oraz reklama drobnej wytwórczości i usług. W tym szczególnie nowo powstałych placówek, w rodzaju „Sklepu papierniczego na ryneczku”, czy „Spółdzielni socjalnej >Pożyteczni<”. Nowością była obecność stoisk „Caritasu” i „Biura pielgrzymkowego”. Dobrze wiedzieć, że coś takiego istnieje.
Zafascynowało nas jedno stoisko. Wędliniarskie, z wędzonkami. Nie tylko dlatego, że właśnie na targach dowiedzieliśmy się o jego istnieniu, ale ze względu na mimowolną, a niecodzienną formę reklamy. Zapachową. Mimo przestronności hali przepiękny i wabiący zapach wędzonek sygnalizował ofertę z jakichś 15 metrów. Nie było siły, aby nie podejść bliżej, pooceniać i choć niewielkich ilości produktów tam nie nabyć, tym bardziej że stoisko dysponowało terminalem. Tak nawiasem mówiąc, podczas podobnych imprez powinno się gdzieś w pobliżu ustawiać choćby mobilny bankomat. To taka uwaga na przyszłość.
Szczególny wystrój miało stoisko reklamujące Restaurację (i Folwark) Podkowa. Foldery i reklamówki, a obok wielki, podświetlony napis „LOVE” („Miłość”) zdawał się sugerować, że we wspomnianym przybytku możliwe są atrakcje nie tylko gastronomiczne…
Niemieckich wystawców nie było, poza prezentacjami samorządowymi (Pasewalk, Torgelow i powiat). Z tego co wiemy (bo taka sytuacja trwa od dwóch lub trzech lat), wynika to z wzrostu cen i nieopłacalności konkurowania z miejscowymi oferentami.
Powodzeniem cieszyło się kilka stoisk (z nie wiadomo czym, przynajmniej nam) przed halą i duże, dwuczęściowe „miasteczko” dla dzieci, przy ulicy Siedleckiej, na północ od hali.
O różnych atrakcjach „Targów” można by pisać dłużej, jak choćby o sporej liczbie nagrodzonych w konkursach z rzeczywiście wartościowymi przedmiotami (RTV, AGD i tradycyjnie – rowery). Niektóre cenne przedmioty były do wygrania jedynie na zasadzie szczęścia w losowaniu (kupon złożony w urnie).
To, co nam wpadło „w oko” to coraz bardziej dojrzała formuła imprezy. Targi w klasycznym rozumieniu terminu, (jak od lat piszemy) w gruncie rzeczy to nie są. To raczej są prezentacje dwóch zaprzyjaźnionych regionów: pasewaldzkiego i polickiego. Wzbogacone różnymi atrakcjami, od występów artystycznych poprzez pokazy i konkursy (np. policki naleśnik), po propozycje handlowo-usługowe. Skoro przyciągają odwiedzających i wystawców – należy krótko podsumować: bez wątpienia „Tak trzymać!”.
Komentarze